Sąsiedzka zazdrość

Każdy dąży do tego by żyło się mu i jego rodzinie coraz lepiej. Większe mieszkanie, lepsze warunki bytowe, większe miasto, wyższy standard. I chyba nie było by w tym nic złego, możliwe nawet, że nie ma w tym nic złego.

Ot zwyczajna ludzka natura (i może trochę wygoda), gdyby nie fakt, że często robimy to wszystko nie dla naszej rodziny (albo nie tylko dla niej), ale na pokaz. Po co to wszystko? By zaimponować sąsiadom. Taka ludzka zawiść, która jest dość łatwo dostrzegalna wśród Polaków. Ktoś inny, zwłaszcza z bliskiego otoczenia nie może mieć lepiej niż my. Zaraz zauważymy nowy samochód na podjeździe sąsiada, a nawet dostrzeżemy, że sąsiad wraca z nowym telewizorem ze sklepu.

Skoro on ma coś nowego, to ja też muszę, ale nie wystarczy, że to będzie nowe, to musi być bardziej efektowne niż miał sąsiad. Skoro on kupił 50-calowy telewizor mu musimy wziąć 55 lub nawet 60 cali. Skąd się to u nas (jako w narodzie) wzięło? Dlaczego nie umiemy się cieszyć z tego, że komuś się powodzi? Czy nie wystarczyłoby życzliwe słowo, pogratulowanie sąsiadowi nowego nabytku? Walczymy o status społeczny trochę zapominając o rozsądku.

Po co nam nowy telewizor skoro nasz wciąż działa, a przede wszystkim, dopóki nie zobaczyliśmy sąsiada z jego nowym nabytkiem, nasz telewizor w zupełności nam wystarczał i nawet nie braliśmy pod uwagę zakupu nowego TV. Po co wydawać bezsensu pieniądze. Nie lepiej np. w tym samym czasie zainwestować w rozwój naszego dziecko, bądź nas samych. Jeżeli nie jesteśmy zapalonymi fanatykami w danej dziedzinie nie potrzebujemy wymieniać co chwilę sprzętu na nowszy.